To nie będzie miłość od pierwszego wejrzenia. Możliwe, że nie zakochacie się w nim ani za drugim, ani za trzecim. Bo Teheran nie jest miastem z pocztówki. Jest zatłoczony i zakorkowany do granic przyzwoitości. Przez ciężkie od smogu powietrze (Teheran jest w czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast świata), niebo prawie nigdy nie jest błękitne. A jednak jest w tym mieście coś, co w jakiś irracjonalny sposób przyciąga.
Welcome to my country
Pierwotny plan zakładał, że Iran przejedziemy ze wschodu na zachód, a do stolicy wjedziemy po dwóch tygodniach. Jednak przez wizowe komplikacje do Teheranu… wlecieliśmy, kompletnie nieprzygotowani na to, co nas będzie czekać. Lotnisko jest oddalone o pięćdziesiąt kilometrów od miasta, a my nie spodziewaliśmy się, że wjazd rowerem do Teheranu będzie jednym z naszych najgorszych doświadczeń, ustępujący chyba tylko jeździe rowerem po indyjskich miastach. Irańczycy, przy całej swojej życzliwości, za kierownicą zmieniają się w żądne krwi bestie. Zasady ruchu drogowego? Jakieś są, ale kto by się nimi przejmował!
Ale nie, nie – to nie jest tak, że Iran nas zniechęcił. Nigdy w życiu! Ledwo wyszliśmy z samolotu, jeszcze nawet nie zdążyliśmy na dobre złapać oddechu i ogarnąć rowerów, a już zostalismy poczęstowani obiadem. Witajcie w moim kraju! – usłyszeliśmy wtedy wielokrotnie od Irańczyków. Dobrze nam tu będzie – powiedzieliśmy sobie.
Północ – Południe
Wieczorem dobijamy do Teheranu, zmęczeni lotem i przede wszystkim – szaleńczą jazdą przez stolicę. Z umówionego miejsca odbiera nas Bijan z portalu Warmshowers, będzie nas gościł (i karmił, jak się okazało, a karmi dobrze!) przez kilka dni. Jego mieszkanie znajduje się w południowej części miasta. To ważne, bo nie wystarczy powiedzieć „jestem Teherańczykim”. Zawsze trzeba dodać – jestem z północnego albo południowego Teheranu. Północ okupuje irańska klasa średnia i wyższa. Tutaj są wieżowce, szklane biurowce, zachodnie butiki i eleganckie restauracje. Tu kobietom chusty opadają nieco niżej. Cena metra kwadratowego w północnej dzielnicy? Kilka tysięcy dolarów.
Południe jest biedniejsze. Nie czuć ani luksusu, ani powiewu Zachodu. Za to ceny w sklepach i knajpach są kilkukrotnie niższe. „Zatrzymaliście się na południu? Przecież tam nic nie ma!” – młody chłopak, którego poznaliśmy w metrze z niedowierzaniem kręci głową. Fakt, mógł być zdziwiony, wszak większość turystów zatrzymuje się na północy, która – co tu dużo mówić – jest atrakcyjniejsza, no i stanowi bazę przed wypadami w okoliczne góry.
My nie narzekamy, bo trafiamy do domu, w którym szybko odkrywamy, dlaczego Irańczycy w swojej gościnności deklasują rywali. Bijan nie oferuje nam kąta do spania. Nie. Bijan udostępnia nam całe mieszkanie. Sam mieszka piętro wyżej, gotuje tam obiady, przygotowuje śniadania i znosi na dół, żebyśmy wspólnie zjedli. A kiedy jednego dnia szykuje się na trekking i wstaje o trzeciej nad ranem, zostawia nam w środku nocy przed mieszkaniem tacę ze śniadaniem. Niesamowite, prawda?
Bijan nie jest typowym Irańczykiem. Patrzy na swój kraj z perspektywy ateisty, wegetarianina i człowieka, który wiele lat mieszkał w Kanadzie. Ma więc w pamięci wyraźny obraz Zachodu i łatwo może go skonfrontować z obrazem Iranu. Dla nas rozmowy z nim to cenna wskazówka przed dalszą drogą.
Północ i południe to dwa różne światy, a na styku tych światów leży Wielki Bazar.
Chociaż nie, to nawet nie jest bazar. To jest miasto w mieście, rozlane w podziemiach stolicy, rozciągające się na powierzchni kilkunastu kilometrów kwadratowych. Popularne przewodniki proponują poświęcić cały dzień wyłącznie na zwiedzanie bazaru. Nam starczyło werwy zaledwie na kilka godzin, ale nie trzeba więcej, żeby poczuć kupiecki klimat tej części stolicy.
Jaki jest nasz plan na zwiedzanie Teheranu? Żaden. Łazimy, włóczymy się, podjadamy. Od razu trzeba zaznaczyć, że spacer po stolicy nie należy do przyjemności. Nawet dla nas, wprawionych w bojach mieszkańców Krakowa, powietrze stanowi zaporę trudną do przebrnięcia. Schodzimy więc, po raz kolejny, do podziemi. Teheran ma bardzo dobrze rozwiniętą sieć metra, więc stanowi świetną alternatywę dla męczących korków i zatrutego powietrza.
Wróg numer jeden
W 1979 roku, na fali antyamerykańskich nastrojów, grupa radykalnych studentów z Teheranu, z okrzykiem „śmierć Ameryce” na ustach wdziera się do ambasady Stanów Zjednoczonych i bierze jej pracowników za zakładników. Ajatollah Chomeini, który był duchowym (i nie tylko) przywódcą przewrotu, pomimo kategorycznych zaleceń ONZ, pozostaje nieugięty w swoich żądaniach ekstradycji szacha Pahlawiego i postawienia go przed irańskim wymiarem sprawiedliwości. USA żądań spełnić nie chce, więc zrywa stosunki dyplomatyczne, nakłada na Iran embargo na ropę naftową i mrozi irańskie pieniądze w swoich bankach.
Konflikt się przedłuża i przybiera na sile. W obliczu braku porozumienia ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, Jimmy Carter podejmuje próbę odbicia zakładników. Operacja „Orli Szpon” ponosi druzgocącą porażkę, kompromitując tym samym amerykańską administrację. W końcu, po ponad czterystu dniach przetrzymywania zakładników USA i Iran ustalają sumę ich wykupu (prawie 10 mld dolarów).
Wspomnienia wydarzeń przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do dziś są żywe. USA obok Izraela to wciąż największy wróg Iranu. Na murach byłej ambasady Stanów Zjednoczonych w Teheranie widnieją antyamerykańskie murale i hasła „Down with the USA”. I choć w styczniu tego roku Barack Obama podpisuje z Iranem porozumienie w sprawie programu nuklearnego stosunki między tymi krajami pozostają napięte.
Oczywiście skomplikowane relacje ze Stanami nie przeszkadzają w importowaniu z Zachodu Coli ani Pepsi (i setek innych produktów), choć jak się tłumaczą irańscy decydenci – tajemniczy koncentrat, z którego powstaje słynny napój, sprowadzają z rozlewni Coca-Coli w Irlandii.
Pożegnanie z Teheranem
Nas Teheran w sobie nie rozkochał. Spędziliśmy tam tylko dwa i pół dnia. Nie zobaczyliśmy wiele, choć nie czujemy, żebyśmy coś stracili. Zbyt byliśmy ciekawi tego, jak Iran wygląda poza stolicą, że nie chcieliśmy tu zostawać ani jednego dnia dłużej.
Nie moge sie doczekac kolejnych relacji z Iranu!