Skip to main content

A było tak, drogie dzieci: dawno temu żył zły król Hiranyakashipu (nazwijmy go w skrócie Hiran, bo i tak nikt nie zapamięta jego imienia). Był nieśmiertelny i miał, delikatnie rzecz ujmując, dosyć rozbuchane ego. Chodził dumny jak paw, głosił, że jest bogiem i oczekiwał od podwładnych boskiej czci. Krótko mówiąc – był strasznym bucem. Hiran miał syna Prahlada, który mocno buntował się przeciwko ojcowskiej wizji świata. I czcił lorda Vishnu, który w przeciwieństwie do jego starego był spoko gościem. Jak możecie się domyślać nie napawało to Hirana radością. A jako że osiągnął mistrzostwo w wymyślaniu okrutnych kar, wpadło mu do głowy, że Prahlad zasługuje na coś więcej niż klapsa na gołe pośladki. Postanowił niesfornego syna zabić. Poprosił o pomoc swoją siostrę, Holikę, też niezłe ziółko: – słuchaj, mam problem z Młodym. Rozbisurmanił się strasznie, nie dość, że nie jest mi posłuszny, to jeszcze czci tego frajera Vishnu. Trzeba dać mu nauczkę. Dużą. Chcę go spalić, pomożesz? Holice zaświeciły się oczy. Pomogę! Wykrzyknęła i aż podskoczyła na krześle. W swojej przepastnej szafie miała pelerynę, która chroniła ją od płomieni. Nie ma się co podniecać, mało u nas takich? W każdym razie postanowiła zaprosić bratanka na ognisko. A kiedy ten, nieświadomy okrucieństwa ciotki, usiadł jej na kolanach, Holika okryła się peleryną i razem z nim wskoczyła do ognia. I tu plan zaczął się sypać. Bo zdezorientowany Prahlad zaczął wzywać boga Vishnu na pomoc, a ciotka ewidentnie nie doczytała ulotki dołączonej do peleryny i nie wiedziała, że czar działa tylko, jeśli w ogniu jest się samemu. Chciała usmażyć gówniarza, a sama skończyła jako garstka popiołu. Hiran wpadł w szał, ale nie miał czasu roztrząsać swojej porażki, bo nagle wyłonił się Vishnu i złego króla zabił (wiem, że pisałam, że był nieśmiertelny, ale widocznie nie był tak do końca).

A kiedy trochę opadły emocje ludzie tłumnie gromadzili się przy pogorzelisku, i na znak zwycięstwa dobra nad złem obsypywali sobie czoła popiołem.

IMG_9160-2

IMG_9070-2

IMG_9228-2

IMG_9159-2

IMG_9163-2

I do dzisiaj, na pamiątkę tamtego wydarzenia, w okolicach pierwszego dnia wiosny całe Indie i cały Nepal świętują Holi – obrzucają się kolorowym proszkiem (popiół nie jest tak fajny), oblewają barwioną wodą, krzyczą, tańczą i śpiewają na ulicach. To bez wątpienia najradośniejszy dzień w roku. Peace and love i cała reszta. I trawę można palić na legalu.

IMG_9245-2

IMG_9182-2

IMG_9195-2

IMG_9190-2

Tak się złożyło, że w święto Happy Holi akurat byliśmy w Katmandu. Zrobiliśmy więc rundkę po mieście, żeby zobaczyć to szaleństwo, zabezpieczyliśmy aparat trzema foliowymi workami i daliśmy się ponieść tłumowi. Atmosfera jak na Woodstocku. Po minucie miałam kolorowy proszek na całym ciele, w ustach, nosie i uszach. Jeśli ktoś nie lubi dotyku obcych ludzi, to cóż – będzie miał spory problem. Szybko trzeba porzucić swoją strefę komfortu i dać się przytulać, obejmować, smarować po twarzy nieznajomym.

IMG_9180-2

IMG_9149-2

IMG_9187-2

IMG_9246-2

Oczywiście nie wszystko jest takie kolorowe. Gdybym napisała, że ręce niektórych Nepalczyków nie wędrowały tam, gdzie nie powinny, to nie powiedziałabym całej prawdy. Niestety. Ja po godzinie na Durbarze i spacerze po Thamelu miałam dość. Następnego dnia przy śniadaniu i porannej lekturze Kathmandu Post przeczytaliśmy, że w samej stolicy podczas święta odnotowano ponad trzysta przypadków molestowania kobiet.

Kasia Gądek

Gdybym mogła, zamieszkałabym w kinie. A że nie mogę, to mieszkam w namiocie. Też jest fajnie. A poza tym mam profil na Instagramie, choć nie lubię hashtagów.

Leave a Reply