
Oj, niełatwo zmierzyć się z taką kobyłą, jaką jest chińska kuchnia. Zacznę od tego, że tytuł powinien brzmieć raczej: kuchnia Yunnanu i Syczuanu, bo każda prowincja ma swój własny kulinarny „mikroklimat”,…
Oj, niełatwo zmierzyć się z taką kobyłą, jaką jest chińska kuchnia. Zacznę od tego, że tytuł powinien brzmieć raczej: kuchnia Yunnanu i Syczuanu, bo każda prowincja ma swój własny kulinarny „mikroklimat”,…
Nie, że leje. Nie, to nie są burzowe ulewy. To jest jakaś śniada czapa, która skołtuniła się na górach od horyzontu po horyzont i nie schodzi. Siwa, czasami groźniejsza i brunatna, ale zazwyczaj taka właśnie szarość, z której coś skapnie…
Chiny pozamiatały. Krajobrazowo wbiły nas w ziemię, swoim rozmachem najpierw onieśmielały, a potem zafascynowały. Wjeżdżając trochę się baliśmy, że utkniemy na dobre w betonowym anturażu wdychając gęste od smogu i pyłu powietrze,…
Na końcu… była zupka. Chińska Z proszku. W kartonowym kubełku, o smaku, jeżeli dobrze pamiętam, ostrej wołowiny. Ale równie dobrze mógł to być kurczak. Chłeptaliśmy ją w nerwowym pośpiechu, plastikową łyżeczką wygrzebując chemiczne…
Największa wrzawa zaczyna się wieczorem – głośna muzyka, zespoły przygrywające w knajpach, migoczące światła, humory podkręcone odpowiednią ilością procentów. Momentami ciężko przebrnąć przez ulicę nie obijając się o ludzi…
I wtedy wjechaliśmy do Chin. Dokładnie w momencie, w którym potrzebowaliśmy tego najbardziej. Duży kraj, duża zmiana, duże wyzwanie Przesyt. Jakaś generalna niemoc, leniwość i tępe zaliczanie kilometrów. Gdzieś w środkowym Laosie…